Kategoria: moja wspólnota

Herbatka

herbatkaSłuzba herbatkowego na mityngu… Jest ważna dla osoby, która ją podejmie, ale tym bardziej dla osób, które pozwolą się obdarować kubkiem herbaty czy kawy i pozwolą na to, żeby ktoś inny umył ich kubek/ szklankę. Dla wielu DDA to może być bardzo rozwojowe doświadczenie, gdzie na prostym przykładzie nauczą się przyjmować pomoc i dar od drugiej osoby – często nie mieliśmy takiej okazji w naszych rodzinach i nie umiemy przyjmowac z radością prezentów albo ofert pomocy.

Zwróćcie uwagę jak niektórzy  „samowystarczalni” DDA bronią się przed tym, żeby ich ktoś kawą poczęstował albo też mył ich kubek… Wolą sami!

Z drugiej strony dla herbatkowego/ herbatkowej jest to lekcja pokory i służby… Co prawda wiele dorosłych dzieci musiało usługiwać, gotować, sprzątać, prać i tak dalej, ale dobrze dla odmiany zrobić to nie z poczucia obowiązku, ale z własnego wyboru, z miłością i życzliwością, bez przymusu – i w ten sposób oduczyć się chorego pomagania i nauczyć się zdrowego pomagania. Dla mnie służba herbatkowej to trudna lekcja i unikamjej jak mogę 😀 Za to uwielbiamkiedy ktoś częstuje mnie herbatą lub kawą i myje po mnie kubeczek 😀

Służba herbatkowego buduje  grupę i jest znacznie lepsza od sytuacji, gdy każdy sam sobie rzepkę skrobie (herbatkę zaparza) a po mityngu tworzy się kolejka do zlewu, bo każdy myje tylko swój kubeczek…

Przychodzi student psychologii do DDA… uwaga, długi wpis

Jeśli chodzicie na mityngi DDA (w mieście gdzie działa uczelnia wyższa), to pewnie spotkaliście się z sytuacją gdy na mityng przychodzi uśmiechnięta dziewczyna czy też chłopak, mówiąc że jest studentem czwartego roku psychologii, że pisze prace magisterską (tudzież licencjacką) na temat syndromu DDA i pyta uczestników czy mogliby wypełnić ankiety. 🙂

Zdarzyło mi się to przynajmniej kilkanaście razy 😀 Kilka razy nawet zgodziłam się wypełnić ankietę i zazwyczaj denerwowałam się, że jest nieprzemyślana i głupio skonstruowana.

Zauważyłam też różne reakcje na obecnośc psychologów – uderzyło mnie, że często studenci przychodzący na mityng są traktowani przez nas chłodno i z wrogością. Byłam świadkiem sytuacji, gdy dziewczyna spotkała się z tak ostrymi wypowiedziami, że się popłakała. I oczywiście nie przyszła nigdy więcej na mityng. Inna grupa na częste wizyty psychologów zareagowała wprowadzeniem spotkań „zamkniętych” – a więc takich, gdzie tylko osoby przyjęte do wspólnoty moga być na sali. Hmm… Czy tak ma wyglądać nasz krok dwunasty, czy tak mamy realizować piątą tradycję?

No cóż… chyba rozumiem, z czego to wynika… chcemy czuć się bezpiecznie, nie chcemy być „podsłuchiwani”, oceniani… czujemy się jak bakterie pod mikroskopem… Prócz tego wielu z nas ma urazy, złe doświadczenia z terapeutami i terapiami. Psycholog to „osoba mająca władze lub przewagę”, autorytet… Nie lubimy ich.

…Ale chociaż rozumiem, że moga się pojawić trudne emocje, to uważam, że nie powinniśmy odpychać od grupy przychodzących do nas studentów psychologii… a nawet, że nie mamy do tego prawa, i że to niezgodne z duchem wspólnoty, z krokami i tradycjami.

Dlaczego?

Otóż, część z tych studentów w przyszłości będzie psychoterapeutami, będą do nich przychodzić po pomoc zagubieni DDA. Jeśli potraktujemy ich przyjaźnie, wytłumaczymy nasz program i jego zasady, będą mogli w przyszłości skuteczniej pomagać swoim klientom/ pacjentom. Wielu z nas dowiedziało się o istnieniu 12 kroków i o mityngach od swoich psychoterapeutów, prawda?

W naszym interesie jest, aby młodzi psycholodzy i psychoterapeuci jak najlepiej nas znali i rozumieli.

Zamykanie mityngu po to, aby student nie miał prawa być na nim i słuchać o naszych problemach, to działanie krótkowzroczne – moim zdaniem.

…i jeszcze jedna rzecz, która wyniosłam z otwartych spotkań AA. No właśnie, od początku, chodząc na mityngi alkoholików,zwróciam uwagę, że nikt nie obrażał się, gdy mówiłam, że alkoholiczką nie jestem i że chcę tylko sobie posłuchać – zawsze mieli dużo otwartości i życzliwości.

Wiele razy słyszałam o tym, że NIKT NIE PRZYCHODZI NA MITYNG PRZYPADKOWO – JEŚLI TAM TRAFIŁAM, BYC MOŻE TO SIŁA WYŻSZA CHCE, ABYM TAM BYŁA. W podobny sposób myślę o tych studentach psychologii… dlaczego ta osoba wybrała jako temat swojej pracy DDA? Skąd przyszło jej do głowy, aby przyjśc na ten właśnie mityng?

Nawet jeśli pytam się takiej studentki, czy ona sama pochodzi z alkoholowej rodziny i w odpowiedzi studentka gwałtownie zaprzecza, że absolutnie nie, to ja i tak zachowuję otwartość. Sami wiecie, DDA podobnie jak uzależnienie jest chorobą zaprzeczania i zakłamania. Nie twierdzę, że każdy student psychologii jest DDA i zostanie członkiem naszej wspólnoty, ale część na pewno.

Powinniśmy ich zatem traktować z taką samą otwartością i ciepłem jak każdą inną nowa osobę na mityngu.

PS. Ale zawsze mamy prawo odmówić wypełnienia ankiety.

 

 

Moc małej grupy

„Małą grupą” nazywamy w DDA zamkniętą grupę warsztatową, która wspólnie pracuje według kroków i tradycji. Jednak ten wpis nie będzie na temat grup warsztatowych, ale o moim doświadczeniu bycia częścią niewielkiej liczbowo grupy.

Przez kilka lat mieszkałam w Warszawie. Wówczas mieliśmy stale sześć mityngów DDA. Prawie każdego dnia wieczorem mogłam pójść na mityng. Każdy z tamtych mityngów trwał dwie godziny z przerwą, a na spotkaniach było często kilkanaście, nawet i dwadzieścia osób. Często były kolejki do głosu i czekało się godzinę na swoje pięć minut wypowiedzi.

Mimo tego często służby nie były obsadzone, pojawiały sie regularnie problemy  z punktualnym rozpoczęciem mityngów, bo nie było komu przyjść 10 minut wcześniej i przygotować salę do spotkania. Często nie było nawet stałych prowadzących, mityng prowadziła przypadkowa osoba, która zebrała się na odwagęwostatniej chwili, albo i piętnaście minut po czasie… Może wiązało się to z tym, ze jeszcze mało kto wiedział, że wspólnota DDA ma swoją „wielką księgę”, ludzie nie znali słowa sponsor i nie pracowali pisemnie na krokach. Ba, wiele osób miało własne, „autorskie” pomysły na to jak pracować na krokach. Mogłam usłyszeć na przykład, że praca na krokach to przeczytanie ich codziennie rano w formie modlitwy… No nie, tak jak oglądanie na youtube ludzi jeżdżacych na rowerze nie jest tym samym co jazda na rowerze. Praca nad krokami to działanie – ale to osobny temat…

A potem wyobraźcie sobie, w roku 2013 przeniosłam się z Warszawy na małą wieś w górach na Słowacji. Właśnie rozpoczynałam pracę ze sponsorką na pierwszym kroku, byłam zdeterminowana, aby uczęszczać na mityng. Ale na Słowacji wówczas wspólnota DDA nie istniała. W promieniu 30 km znalazłam tylko jedną istniejącą grupę AA i zdecydowałam się jeździć na jej spotkania.

Na mityngach było zazwyczaj 2 do 4 osób. Mieszane towarzysztwo, ktoś ze wspólnoty NA, ktoś z AA, ktoś z AlAnon, no i ja – jedyna DDA. I co? I ten mityng działał. Pracowaliśmy na krokach i nie sposób opisać jak dużo się nauczyłam i jak bardzo jestem wdzięczna członkom tamtej grupy za te kilka miesięcy, kiedy mogłam się z nimi co tydzień spotykać.

W tamtej grupie KAŻDY jej  członek miał służbę. To był dla mnie przykład dojrzałości grupy i odpowiedzialności osób, które tworzyły ten mityng. Tak, to tam nauczyłam się, że wszyscy którzy przychodzą na grupę, nie są gośćmi, ale faktycznie ją tworzą. Mówią w AA, że „wspólnota poradzi sobie bez ciebie, ale czy ty poradzisz sobie bez wspólnoty”. Jednak może być i tak, że mityng w twoim miasteczku czy mieście właśnie sobie nie poradzi i upadnie, jeżeli to właśnie Ty nie weźmiesz służby, nie przyjdziesz wcześniej i nie otworzysz sali, nie skserujesz i nie poroznosisz ulotek. A jeśli twój mityng nie przetrwa, to – no właśnie – kto na tym straci? Ty, ale też wszystkie te osoby,  które mogłyby znaleźć pomoc, ale jej nie znajdą!

Kolejną rzecz, którą wtedy zrozumiałam to prawdziwe znaczenie zasady ANONIMOWOŚCI – ale o tym zrobię osobny wpis.

Zrozumiałam też, jakie znaczenie mają krajowe zloty doroczne – ale o tym też chciałabym zrobić osobny wpis.

Tamta grupa i jej czlonkowie zawsze chyba już będą w moim sercu, chciałabym im tutaj bardzo podziękować za ich otwartość i ciepło.

A pointa tego wpisu jest taka, że faktycznie już dwie osoby mogą zorganizować mityng i że niewielka grupa w małej miejscowości może działać nawet bardziej dynamicznie i bardziej odpowiedzialne niż duża grupa w dużym mieście… Być może to kwestia pokory, o którą jest łatwiej małemu mityngowi na „zadupiu” niż wielkiej grupie spotykającej się w centrum Warszawy?