Tradycja dwunasta: Anonimowość stanowi podstawę duchową wszystkich naszych tradycji, przypominając nam o pierwszeństwie zasad przed osobistymi ambicjami.
Proste? Chyba proste… Czy można tu coś źle zrozumieć?
Najprostszym dla mnie wyjaśnieniem zasady anonimowości jest formułka, którą prowadzący wypowiadają na niektórych mityngach: wszystko, co wydarzy się lub zostanie powiedziane w czasie mityngu, powinno pozostać na sali mityngowej.
Czyli, że o tym co usłyszeliśmy na mityngu nie plotkujemy, nie dyskutujemy. Co jeszcze? Jeżeli Zosia zapyta mnie: czy Jurek był wczoraj na mityngu albo czy się wypowiadał, to powiem: wiesz, nie chcę łamać jego anonimowości, nie mogę Ci na to pytanie odpowiedzieć. Chociaż oczywiście przy zachowaniu zdrowego rozsądku, jeżeli pytanie nie jest zadane z ciekawości, ale np. Zosia martwi się o Jurka z konkretnego powodu, to raczej złamię tę zasadę i powiem czy był czy go nie było… Nie wiem czy to słuszne, jak wy uważacie?
Dobra, przyznam się… Tradycje traktuję poważnie, ale trochę czasu mi też zajęło, żeby zacząć szanować siebie i wspólnotowe zasady na tyle, aby się powstrzymać od plotkowania na temat wypowiedzi mityngowych. Było i tak, że przychodzili do mnie na kawę koledzy i koleżanki ze wspólnoty DDA, siedzieliśmy sobie w kuchni i szpanowaliśmy, jacy to nie jesteśmy mądrzy, oceniając czyjąś wypowiedź z mityngu – czy miał rację, czy może nie miał, czy może od miesiąca powtarza to samo… Wstyd mi, ale tak było… Stąd też wiem, że od samego przyjścia na mityng ludzie nie stają się aniołami, zawsze będą jakieś plotki i ploteczki. Ale znowu – kiedy czyjeś wypowiedzi na mityngu mnie zaniepokoją lub zmartwią, to porozmawiam o tym z kimś zaufanym ze wspólnoty i nie będę tego uważała za wielki grzech przeciwko anonimowości.
W Warszawie na mityngach spotykałam się z trochę innym rozumieniem anonimowości – które ja uważam za błędne. Niektóre grupy mają dodane małe tradycje, że np. nie wypowiadamy na mityngu nazw miejsc pracy. Dla mnie to nie o to chodzi w anonimowości, żeby inne osoby na mityngu nie wiedziały gdzie pracuję, ile zarabiam, gdzie mieszkam… Według mnie w dobrej, zdrowej grupie musi być zaufanie i nie ma potrzeby ukrywać prawdy o sobie przed innymi członkami grupy. Chodzi jednak o to, że jeżeli ktoś nie życzy sobie, aby osoby spoza mityngu dowiedziały się, że chodzi on natakie spotkania, to musi być uszanowane, aby każdy czuł się bezpiecznie.
Kiedy np. zobacze w sklepie osobę z mityngu, nie mogę wskazać jej palcem i powiedzieć do koleżanki, o patrz, ten gościu chodzi ze mną na mityng dda… To jest złamanie jego anonimowości.
Zasada anonimowości jest bardzo ważna w AA, ponieważ alkoholizm jest stygmatyzowany społecznie. W niektórych środowiskach alkoholik może stracić pracę albo być źle potraktowany, jeżeli wyjdzie informacja, że ta osoba jest uzależniona. Ja, osobiście, nie widze w swoim życiu sytuacji, kiedy miałabym być dyskryminowana z powodu tego, że alkoholikiem jest mój ojciec. Ci, którzy znają temat wiedzą, że DDA są właśnie sumiennymi i oddanymi pracownikami. W moim odczuciu anonimowość w DDA nie jest aż tak ważna jak w AA i ja nie mam problemu, żeby wśród swoich znajomych czy nawet w pracy mówić, że jestem DDA, że chodze na spotkania grupy wsparcia.
Spotkałam się również ze śmieszną sytuacją na mityngu w innym mieście. Kiedy powiedziałam, że codziennie dzwonią do mnie przyjaciele ze wspólnoty, w czasie przerwy ktoś mnie zapytał: ale jak to, dzwonią? A zasada anonimowości?
Otóż, jak najbardziej możemy, a nawet powinniśmy wymieniać się numerami telefonów i spotykać towarzysko pomiędzy mityngami, to nie jest łamanieanonimowości – wspólnota działa inaczej niż grupa terapeutyczna, mamy w końcu dwać sobie wsparcie na co dzień. Jeżeli chcemy, możemy też wymieniać maile czy kontaktować się przez fejsbuka.
Prawdziwe znaczenie zasady anonimowości dotarło do mnie kiedy przez kilka miesięcy mieszkałam w małej miejscowości. W Warszawie mogę sobie pojechać na mityng do innej dzielnicy, mówić tam co chcę, i tak nikt mnie tam nie zna i nie wie skąd jestem. W małym miasteczku co innego, jest nas na mityngu kilka osób i każdy wie, że Jadzia jest pielegniarką w szpitalu, a Staszek taksówkarzem. Na mityngu mogę spotkać sprzedawczynię ze sklepu, sąsiada, kolegę z siłowni. I wtedy ważne, żeby uszanować to, że może ta osoba nie ujawnia wśród znajomych że chodzi na mityng.
Raz na mityngu AlAnon w rodzinnym miasteczku spotkałam swoją dawną nauczycielkę ze szkoły podstawowej. Dziwnie się czułam zwracając się do niej po imieniu, jak do wszystkich pozostałych osób. Kiedy wyjdziemy z sali mityngowej, być może znowu będę mówić do niej per „proszę pani”, ale na mityngu jesteśmy Anią i Basią.
A jakie wy macie doświadczenia z tradycją dwunastą?